poniedziałek, 29 kwietnia 2013

1. Czym się kończy wyłączenie obwodów, czyli podróż do wnętrza TARDIS.

No to zaczynamy...
Pierwsza notka jeszcze w dniu powstania bloga, sprytnie Anetko, to chyba zostało zabronione kiedyś przez prawo. 
No, skoro jest pomysł to czemu go nie wykorzystać jako piękne "rozpoczęcie" blogowania?
Skoro tak mówisz. 


POCZĄTEK SPOILERÓW

    Wczoraj (28.04.13r.) mogliśmy zobaczyć kolejny odcinek serialu "Doctor Who". Jako grzeczna dziewczynka, wyłączyłam komputer aby móc w spokoju cieszyć się nowym epizodem, którego zwiastun zapowiadał się niesamowicie. (Właściwie to każdy odcinek w zwiastunie wydaje się być niesamowity)
Muszę przyznać, że długo zastanawiałam się czy obejrzeć ten odcinek na BBC Entertainment, gdzie całą przyjemność oglądania niszczy jakże wspaniały pan lektor, czy poczekać te kilka dni zanim pojawią się napisy. Niestety jestem osobą niecierpliwą, więc zaryzykowałam i włączyłam odbiornik na odpowiednim kanale. 

    Doctor stara się, by TARDIS polubiła Clarę. Wyłącza zbędne (a raczej bardzo niezbędne) urządzenia i pozwala dziewczynie (spróbować) nią polatać. Niestety powoduje to, że statek zostaje ściągnięty, nie w tę stronę, co powinien, co kończy się katastrofą. TARDIS rozbija się na jakimś obcym statku kosmicznym, gdzie przebywają trzej afroamerykanie (Jestem bardzo kulturalna, widzicie to?) I tu zaczyna się cała bajka, a raczej katastrofa.
 
    Doctor, jak to ma w zwyczaju, nagle pojawia się wśród zdziwionej, pojawieniem się nowego statku, załogi i dziwi się, że nie ma z nim Clary. Prosi spotkanych "tubylców" o pomoc, jednak ci nie są zbyt  do tego chętni. Zgadzają się dopiero gdy Doctor proponuje im najcenniejszą rzecz na świecie. W tym momencie serce mi zabiło, czy on zdecydował oddać im swoją TARDIS? Ale coś kazało mi myśleć, że przecież to Doctor, on zawsze wie co robi, nawet gdy nie wie. 

    Podczas całego odcinka widzimy najprzeróżniejsze miejsca, których nie widzieliśmy nigdy wcześniej. Niektórzy mówili, że to beznadzieja, bo im mniej widzimy wnętrza seksownej tym lepiej, jednak moim zdaniem to wcale nie było głupim pomysłem. Tyle razy słyszeliśmy od Doctora czego to w TARDIS nie ma. Założę się, że każdego (chociaż trochę) korciło żeby móc zobaczyć to oczami Doctora. Bibliotekę, basen, pokoje, o tym wszystkim już słyszeliśmy z opowiadań samego Doctora, a także jego towarzyszy. Czy to złe, że też chcieliśmy zobaczyć to na własne oczy?

    Clarze nic nie jest i "zwiedza" sobie wnętrze tej starej niebieskiej krowy budki. Ale samotne wędrówki po TARDIS nie mogą skończyć się dobrze. Clarę goni jakiś tajemniczy potwór, który prawdopodobnie przybłąkał się z którejś poprzedniej podróży Doctora, ale dlaczego zależy mu na znalezieniu (i prawdopodobnie pożarciu) Clary? Aby się przed nim uchronić dziewczyna "wpada" do ogromnej biblioteki. Szczerze, gdybym miała możliwość, chętnie sama bym się w takiej schowała przed światem. W jej łapki wpada gruba księga opisująca Wojnę Czasu. Dowiaduje się z niej (zapewne) jak wyglądały szczegóły wszystkich bitew, a także... Jak naprawdę ma na imię Doctor!Czy tylko mnie zaciekawiło kto mógł spisać tę grubą księgę?

    W odcinku pojawiło się wiele nawiązań do poprzednich przygód o szalonym Władcy Czasu. Osobiście lubię takie nawiązania, bo pokazują nam, że twórcy serialu nie zapomnieli o tym, że Doctor ma swoją przeszłość, że dużo przeszedł, a rzeczy, które znajdują się w TARDIS są także tego ważnym elementem. 


Parasol siódmego Doctora.

Mini TARDIS - zabawka Amy (w przypadku zdjęcia Mels)

Kołyska Doctora, w której spał on sam i mała River/Melody.

 Teleskop, dzięki któremu Dziesiąty uratował Królową Victorię.


A także basen i biblioteka, o której wspominał Doctor Amy przy pierwszym spotkaniu.



     To wszystko powoduje, że czujemy z Jedenastym jeszcze bliższą więź niż kiedykolwiek. Clara nie ma pojęcia o przeszłości tych przedmiotów, a my tak! Czujemy nad nią pewną wyższość, przez którą chcemy krzyknąć "TO JA POWINNAM/POWINIENEM BYĆ NA JEJ MIEJSCU!" 

    Nie zapominajmy także o pęknięciu w czasie, dzięki któremu Doctorowi udaje się opanować całą sytuację.  Mnie osobiście to nawiązanie akurat do gustu nie przypadło. Skoro wraz z końcem piątego sezonu wszystkie dziury w czasie zostały zamknięte, to czy tej szczeliny nie powinno tu być? Moim drugim skojarzeniem była po prostu Amy. Czyżby scenarzyści chcieli nam pokazać, że wątek Amy jest jeszcze nie do końca rozwiązany? Podobnie czułam się w momencie nałożenia teraźniejszości z przeszłością, miałam wrażenie, że TARDIS (jako, że nie lubi Clary) pokaże dziewczynie szczęśliwą przeszłość Doctora z Pondami, jednak na szczęście, tak się nie stało i widziała tylko swoją, kilkugodzinną przeszłość. 

    W obliczu "śmierci" (tak, Clara myśli, że już umarli) Doctor zadaje jej pytanie, żeby w końcu powiedziała mu kim tak naprawdę jest. Dziewczyna nie ma pojęcia o co mu chodzi, a Doctor zaczyna myśleć, że oszalał. Jak zwykle temat ten został zakończony sprzeczką. Nie ukrywam, że byłoby miło gdybyśmy dowiedzieli się czegoś więcej o Clarze. Nadal nie wiemy o niej nic konkretnego, a jeżeli już coś jednak wiemy, to są to mało istotne szczegóły.

    Mam jeszcze jedno małe zastrzeżenie, a może jest to bardziej niezrozumienie fabuły lub po prostu chwila nieuwagi. Strasznie naciąganą wydała mi się scena, gdzie Doctor wyciąga Clarę ze ''zwierciadła sali głównej''. Oczekiwałam w tym momencie czegoś więcej niż zwykłego przyłożenia śrubokrętu do jakieś blaszki. Nie rozumiem także zachowania Clary, która potem bije Doctora. Hallo, dziewczyno, on Cię przecież uratował!




    Odcinek pod względem scenariusza wydawał się naprawdę świetny. Kto by nie chciał ujrzeć co tak naprawdę czai się w nieznanych pomieszczeniach i jak one wyglądają. Bardzo chciałam ujrzeć to wszystko o czym ciągle nam opowiadano. Scenografia jak i kostiumy także były cudowne.
Nie zabrakło także szokujących momentów takich jak moment gdy dowiadujemy się, że potwór goniący Clarę to ona sama oraz moment w którym poznaje prawdziwe imię Doctora. Szczerze trochę ulżyło mi, że poprzez przejście przez szczelinę czasową i naciśnięcie guzika bezpieczeństwa spowodowało, że zapomniała o tym. (A może właśnie dlatego sama nie pamięta swoich poprzednich wcieleń?) Nikt nie może znać imienia Doctora, bo właśnie w tym jest cała magia. Jednak czuć pewne rozczarowanie. Nowe odcinki z trailerów zapowiadają niesamowite przygody z mnóstwem zagadek i akcji, a tak naprawdę dostajemy tylko łądne opakowanie. Odcinek był niewątpliwie oczekiwanym epizodem, z którego wątkami jeszcze na pewno się spotkamy, ale czy zachwycił mnie do tego stopnia by polubić Clarę oraz drugą połowę siódmego sezonu? Nie.



KONIEC SPOILERÓW



PS: Zastanawiam się czy mój niezwykle krytyczny sposób patrzenia na nowe odcinki wynika:
a)  Ze niezwykle nudnego sposobu przez lektora.
b) Ewidentnym braku chemii między Doctorem a jego towarzyszką.
c) Fatalnym rozpisaniem postaci Clary.


Mam nadzieję, że stanęłam na wysokości zadania i w miarę starannie opisałam Wam wszystko z mojego punktu widzenia. Jeżeli się wam podobało - zostawcie komentarz, a jeżeli się nie podobało - także zostawcie. Z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale z ortografią u mnie cienko, a wiadomo, że Word nie zawsze wszystko dokładnie poprawi.

Notkę dedykuję Oli, bo to dzięki niej przełamałam się i zaczęłam (świadomie) oglądać Doctora.

Lofney powraca?

Lofney wraca? Wraca? Znowu pisze? Ta Lofney?
I tak, i nie. Jak wiecie nie mam w chwili obecnej weny, pomysłów i jedyny Bóg wie czego, aby pisać dalej moje opowiadania. Pewnie część z was wie także, że w planach miałam kręcenie vlogów, jednak na chwilę obecną z tego zrezygnuję, bo instrukcja obsługi kamery ma 200 stron, a u mnie z czytaniem nadal jest kiepsko. 
Powracając do tematu. Ci którzy mnie znają wiedzą, że nie umiem długo wytrzymać bez gadania (tudzież pisania) dlatego ciągle zakładam te nowe blogi, potem jak coś mi nie wychodzi to kasuję i tak w kółko. Uwierzcie dla mnie to też jest strasznie męczące. Wkurzam się na samą siebie, że nie potrafię do końca doprowadzić żadnego projektu. Dlatego rozpoczynam kolejne, by udowodnić sobie, że ten w końcu się zakończy tak jak powinien, a co z tego wychodzi, gówno, przepraszam za wyrażenie.
Tym oto jakże bardzo optymistycznym akcentem dotarliśmy tutaj. Czy zostaniemy na dłużej, zobaczymy. Mam nadzieję (bo zawsze ją mam) że zostaniemy tu jednak na dłużej niż pół roku. Nie obiecuję, że notki będą pojawiać się codziennie, ale myślę, że jedną na miesiąc (tak dla relaksu) uda mi się napisać, a o czym będą dokłądnie, tego nawet mój mózg jeszcze nie wie..