sobota, 25 października 2014

19. Kapitol potęgą jest i basta - Trylogia Igrzysk Śmierci

Witajcie moje kochane kabaczki! Jak tam u Was? Ja muszę przyznać, że padam ze zmęczenia. Studia naprawdę wyciągają z ciebie wszystkie emocje i chęci, więc jedyne, o czym marzysz to pójście spać, ale dzisiaj nie o śnie, ani o narzekaniu na trudne życie studenta.  Jestem chora, siedzę w domu, więc mogę Was trochę pomęczyć moim paplaniem, a raczej pisaniem, bo moje gardło nadal jest w takim stanie, że nie da rady powiedzieć nic przed kamerą, a chciało!
Dzisiaj o książkach, które przeczytałam, jako ostatnia istota na świecie, ale jak już wspominałam wszystkim dookoła, skoro nie mogę być pierwsza to będę ostatnia. Wiecie już o co chodzi? Tak, macie rację o „Igrzyska Śmierci” autorstwa Suzanne Collins.


Całkiem miły stosik dobrych książek.

Ameryka już nie istnieje. Teraz potęgą jest państwo Panem, a raczej jego stolica, jaką jest Kapitol. Kapitolowi podlega 12 Dystryktów, czyli czegoś w rodzaju miast, w których żyje zwyczajna ludność. Każdy dystrykt prowadzi jakiś specjalny rodzaj działalności, który zaopatruje Kapitol w wszelakie dobra. Można powiedzieć, że to dzięki Dystryktom Kapitol nadal żyje, jednak jest wręcz odwrotnie.
74 lata temu 13 Dystrykt zbuntował się. Niestety poniósł klęskę, został pogrzebany pod ziemią i z tej okazji najwyższe władze Kapitolu urządzają wielkie widowisko, jakim są Głodowe Igrzyska. Każdego roku podczas dożynek wybierani są trybuci, którzy będą musieli spotkać się na arenie, a następnie stoczyć walkę na śmierć i życie. W sumie 12 chłopców i 12 dziewcząt skazanych na zagładę, no może poza jednym, poza zwycięzcą, który może być tylko jeden.

 Wesołych Igrzysk! 

Igrzyska Śmierci
Świetny początek i najlepiej, według mnie rozegrana i napisana część. Idealne wprowadzenie nas w świat Panem i okrutnej polityki Kapitolu. Dokładnie przemyślana fabuła, która jest tak wciągająca, że nie jest się w stanie oderwać. Jest to jedna z tych książek, które wciągają od pierwszego rozdziału. Wspaniale przedstawieni bohaterowie. Pokazanie brutalności, która przesiąka człowieka aż do kości, niewyobrażalnego okrucieństwa, które może się kryć nawet w młodych osobach, i które zdecydowanie nie powinny czuć nienawiści do innych. Głodowe Igrzyska zdecydowanie nie są dobrą rozrywką.

W Pierścieniu Ognia
Podzielone na dwie części. Pierwsza to pokazanie normalnego życia w Dwunastce, które z biegiem czasu staje się inne niż to, które zapamiętała Katniss. To wielkie zapowiadane już od dawna Tournee Zwycięzców (Na którym tak między nami trochę się zawiodłam, oczekiwałam go zdecydowanie więcej i myślałam, że to właśnie na nim będzie się opierała ta część.) Więcej zła czającego się na ulicach, więcej niebezpieczeństwa, początki rebelii. Kłamstwa, które sprowadzają Snowa do ostateczności. Druga to powrót na arenę oraz więcej zawiłości w relacjach między naszymi bohaterami.
Czy to nie śmieszne, że za najlepszą uważam pierwszą część, chociaż ulubioną jest ta.

Kosogłos
Ładne zakończenie wszystkiego, co wydarzyło się w dwóch poprzednich częściach. Jednak dla mnie nie była to część nie tak łatwa w odbiorze jak poprzednie. Tutaj naprawdę zaczęła się wojna. Książka nie opowiada już o Igrzyskach, zabawie, którą wymyślił sobie Kapitol. Tutaj mamy do czynienia z czymś więcej. To walka z systemem, ludźmi,  nawet z samym sobą. Pokazuje załamania ludzkiej psychiki. Udowadnia, że ludzie zmieniają się, czasem na gorsze i ciężko to wszystko odkręcić. Pokazuje jak z najlepszych przyjaciół możemy się stać wrogami, jak w sytuacji zagrożenia przestajemy ufać nawet przyjaciołom.


Filmowe widowisko też odbiera Ci mowę.

Jeżeli chodzi o ekranizacje to jestem trochę rozdarta. Z jednej strony mamy naprawdę kawał dobrze zrobionych filmów, z całkiem niezłą grą aktorską, miłą muzyką, momentami, ciekawymi widoczkami, ładnie wybudowanym Kapitolem, ale nie ukrywam, że nie są to filmy bez wad. Jako przedstawienie całej książkowej historii wypadają ładnie. Ktoś, kto nie czytał książek, raczej połapie się bez większych problemów o co chodzi, kto jest kim i jakie są jego zamiary. Ale o ile pierwszy film raczej starał się zamieścić większość książkowych wątków, to w drugim filmie wyszło to niestety dużo słabiej. Nadal jest on bardzo efektowny i trzyma w emocjach podczas oglądania, ale sporo scen książkowych nie znalazło tu miejsca, a szkoda. Ja rozumiem, że film ma określone ramy czasowe, ale naprawdę nie dało się nic zrobić by umieścić w nich więcej pierwowzoru?
Ten kto czytał książki wie, że każda z nich ma trzy podczęści i w sumie uważam, że lepiej by było zrobić trzy półtoragodzinne filmy na każdą książkę i starać się umieścić w nich jak najwięcej wątków, niż pędzić na złamanie karku byle się tylko wyrobić w ciągu 2,5h. Ale ogólnie nie narzekam, to tylko moje gdybania i wiem, że nic one nie zmienią, ale czasem mam wrażenie, że twórcy biorąc się za film chcą po prostu zarobić na filmie jak najwięcej kasy. Nie mówię, że tak jest w tym przypadku, ale wszyscy znamy tytuły filmów, gdzie ekranizacje w niczym nie przypominały wersji papierowej, mimo iż miały ten sam tytuł i bohaterów. Więc nie jest źle, tak na 4+.


Uwaga, mogą pojawić się spoilery!

Bohaterowie
Collins wykreowała w swoich książkach naprawdę świetne postacie, które na długo zapadają człowiekowi w pamięci. Każdy jest inny i wnosi coś nowego do kart powieści. Nie mamy też poczucia monotonności charakterologicznej, ciągle coś się dzieje. Momentami jednak mam wrażenie, że było ich trochę dużo i wiem, że nie jestem wstanie powtórzyć imion wszystkich bohaterów, zwłaszcza tych, którzy pojawili się w „Kosogłosie”, ale może to tylko moja pamięć jest kiepska. Są jednak pewne jednostki specjalne, o których chcę powiedzieć przynajmniej kilka słów, bo uważam, że na to zasługują.

Katniss Everdeen - Ogólnie nie jestem fanką Katniss (czy to książkowej, czy filmowej. Nie przepadam jakoś specjalnie za obydwoma.) Według mnie jest ciężka do jakiejkolwiek charakteryzacji. Jest to trudna postać, z jednej strony świetnie poluje, od dziecka stara się utrzymać rodzinę przy życiu, darzy ogromną miłością przyjaciela i siostrę, ale poza tym co można o niej więcej powiedzieć, co ja mogę o niej powiedzieć? Uważam, że jest niezrównoważona emocjonalnie, zwłaszcza podczas kontaktów interpersonalnych  (sama mam w życiu podobne problemy, więc wyłapuję tego typu rzeczy), ciężko jej rozmawiać z ludźmi (co idealnie widać podczas kłótni z Gale’m), ona nie potrafi zrozumieć, że ktoś może myśleć w trochę inny sposób niż ona, jest samolubna i momentami uważam także, że jest bardzo tempa. Jest nudna, nie ma żadnych zainteresowań i uważa, że każdy powinien się jej podporządkować. Trzy razy nie, dziękujemy już tej pani.
W filmach, w połączeniu z twarzą panny Lawrence, za którą też nie do końca przepadam, ta postać tworzy mi coś w stylu pewnej bariery, którą jest mi bardzo ciężko przeskoczyć.  Doszło już do tego, że podczas oglądania X-Menów nie widzę już (młodej) Mystique, a dziewczynę igrającą z ogniem. Może ktoś to naprawić, proszę. Ale żeby nie było, że tak bardzo po niej jeżdżę to czuję z nią bliskość w „Kosogłosie” gdy wyniszczona przez wszystko i wszystkich snuje się po korytarzach Trzynastki i ma w dupie wszystko.

Gale Hawthorne – Z jednej strony przedstawiony, jako ten dobry i wierny przyjaciel, który troszczy się o wszystkich, ale jednocześnie zachowywał się momentami jak buc. No kurcze, ktoś powinien go kopnąć w brzuch by oprzytomniał. Co z tego, że miał ładną twarz, jak nie potrafił zrozumieć tego, że podczas Igrzysk człowiek się zmienia. Śmiem nawet twierdzić, że ma on bardzo podobny charakter do Katniss. I pewna, że to właśnie dlatego między nim, a Everdeen przestało się układać. Dwa dość mocne i trudne charaktery raczej będą sobie dolewać benzyny do ognia.

Peeta Mellark - Jestem ''team Peeta'' od samego początku. Urzeka mnie w nim jego umiejętność pięknego dobierania słów, że nawet w najgorszej sytuacji nie tracił tej umiejętności. Wierny od początku, aż do końca. Zdający sobie świadomość z tego, co go otacza i jak wygląda świat. Podobało mi się to, że nie rywalizował z Gale’m, doskonale wiedział gdzie jest jego miejsce i nie ma sensu przekonywać innych, że jest inaczej. Momentami, gdy mówił, że nikt go nie potrzebuje, miałam ochotę go przytulić. Ja przecież czuję się tak samo, wreszcie osoba w tej książce, która mnie rozumie. Osaczanie było niewątpliwie czymś gorszym dla niego, niż śmierć. Po dowiedzeniu się o tym zaczęłam rzucać książką i nie miałam ochoty jej dalej czytać.

Haymitch Abernathy – W nosie mam, że to pijak i alkoholu w jego żyłach jest więcej niż krwi, ale kocham go całym serduszkiem, jest jedną z moich ulubionych postaci. Kocham go, kocham go, kocham go… wspominałam już o tym jak go kocham?

Finnick -  Też zdecydowanie jeden z lepszych postaci w tych książkach. Bóg seksu, o spotkaniu, z którym marzy każda dziewczyna, niewątpliwie bardzo dobrze się sprzedaje i potrzeba takiego pozytywnego charakteru podczas mrocznych dni. Prezentuje on świetny humor i ciekawe nastawienie do życia.  Bardzo chętnie chciałabym mieć takiego przyjaciela przy swoim boku.

Johanna – Powiem krótko, chcę być tak twarda jak ona.

Prim i Rue – Dwie małe dziewczynki, które dość często do siebie porównywano. Szczerze, nie kocham Prim tak jak większość Kapitolu. Nie stała się moją ulubienicą, nie przejęła mnie jakoś jej śmierć. I nie widzę w niej nic specjalnego. Natomiast w Rue podziwiam odwagę, której miała więcej niż Zawodowcy i uważam, że potrzeba więcej takich osób, aby pokazać Katniss, że nie każdy czyha na jej życie i że każdy jest złem wcielonym chcącym ją zabić z zimną krwią. Jej śmierć już mnie ruszyła.

Jaskier – Moje ulubione zwierzątko, bo tak samo jak ja, nie lubi Katniss.

Czytanie dla rozrywki jest złe gdy masz mnóstwo teksótw do przeczytania na studia, 
ale co poradzić jak nie sposób się od nich oderwać.

Pamiętam jak mówiłam sobie, że nigdy nie sięgnę po te książki. Dlaczego tak mówiłam? W sumie nie wiem. Czepiałam się stylu narracji, że nie lubię czytać w czasie teraźniejszym, i tego, że pewnie będzie to kolejny „Zmierzch”. Jest mi bardzo wstyd za tego typu zarzuty, bo seria okazała się czymś tak wspaniałym, do czego będę wracać i w co będę chciała wciągnąć znajomych. Ba, nawet rodzicom chcę wcisnąć jakoś pierwszy tom. A co, niech czytają dobre lektury. Bo jest to seria, którą zachwycą się i nastolatkowie, i osoby starsze. Przecież „Kosogłos” w wielu momentach przypomina I/II Wojnę, więc nawet nasi dziadkowie odnajdą tam coś dla siebie. Nie żałuję ani grosza wydanego na te książki, ani nawet minuty spędzonej na oglądaniu filmów i z niecierpliwością czekam na dwa ostatnie.