niedziela, 12 kwietnia 2015

29. Dlaczego warto obejrzeć serial "Daredevil"

Hej!
Witajcie moje kochane kabaczki. Na wstępie muszę Was przeprosić, że w tym tygodniu nie ma play listy, ale z czasem u mnie (jak zawsze) jest ciężko, plus jak widzicie dziesiąty kwietnia minął, a razem z nim stało się coś ważnego. Nie, nie chodzi mi o 5 rocznicę Smoleńska, przez którą moja droga na i z uczelni wyglądała jak slalom pomiędzy tłumem ludzi, który nie wiedzieć czemu, nie był w pracy, a na Krakowskim Przedmieściu, chodzi mi oczywiście o premierę serialu "Daredevil" wyprodukowanego dla Netflix. 

 
Już sam klimatyczny plakat zachęca do obejrzenia produkcji. 

Poprzedni film z Daredevilem został podobno bardzo schrzaniony. Dlaczego piszę, że podobno, ponieważ opieram się tutaj raczej na opiniach innych użytkowników, gdyż sama filmu nie widziałam. Chociaż poważnie zastanawiam się nad zreknięciem na te produkcję, chociażby po to, aby móc tarzać się po podłodze ze śmiechu. W końcu nie ma lepszej rozrywki niż zły film.

Ale wracając do tematu. Obecnie skończyłam oglądać czwarty odcinek, czyli wiele dobrego jeszcze przede mną, ale stwierdziłam, że nie chcę czekać aż będę mogła podzielić się wrażeniami po całym sezonie. Głównie dlatego, że w tygodniu wracam do domu ok. godziny 19 i zwyczajnie padam na twarz i nie czuję się na siłach aby coś oglądać lub czytać, więc zwyczajnie nie wiem kiedy będę w stanie serial ukończyć.A bardzo chciałam podzielić się z Wami tym co już udało mi się z serialu wynieść i jakie są moje pierwsze spostrzeżenia.

Zresztą wiele widzów zwykle daje serialowi „próbę kilku odcinków” podczas których sprawdzają czy przypadną im do gustu bohaterowie, fabuła i cała otoczka produkcji. Myślę, że te cztery odcinki to taka dobra próbka, która tylko umocni Was w tym, że warto zatracić się w tym serialu. 

Jednak jeżeli po przeczytaniu mnóstwa opisów nadal nie jesteście pewni czy historia Matta Murdocka Was zainteresuje, zapoznajcie się z poniższą listą dlaczego według mnie warto obejrzeć ten serial.


1. „Mroczny Marvel” – Wydawało Wam się, że filmowe uniwersum Marvela to głownie Avengersi, których kochają małe dzieciaki. Nic bardziej mylnego. Netflixowy Daredevil to produkcja o wiele mroczniejsza niż mogłoby się wydawać. Znajdziemy w niej problemy i dylematy, z którymi utożsami się jednak bardziej dojrzały widz. Mamy tu do czynienia z ciężkim klimatem, który przypomina nam bardzo gęstą mgłę, ale jest w tej mgle coś co powoduje, że czujemy się w niej świetnie.  

2. Nieznany Nowy Jork – Przywykliśmy już do kolorowych i ruchliwych uliczek, gdzie kwiaty są nieśmiertelne oraz znamy je na wylot, ponieważ widzimy je w każdej produkcji. Tutaj wreszcie możemy ruszyć w podróż po nieznanych i niezbyt przyjaznych dla kogokolwiek uliczkach dzielnicy Hell's Kitchen. Czasem będziemy się bać wchodząc w ciemny zaułek, ale czyż nieznane i niebezpieczne nie jest bardziej pociągające?

3. Ludzki bohater – Nie ma co się oszukiwać, że Matt Murdock to zwykły człowiek. Nie posiada on supermocy wynikającej z wstrzyknięcia serum w jego organizm oraz nie macha magicznym młotem. Sam musiał się wszystkiego nauczyć i pokonać przeciwności losu, które ciągną się za nim od samego dzieciństwa. Jego życie nie jest kolorowe. Nasz bohater jest świadomy, że mimo iż stara się ochraniać dzielnice w której żyje, zdarzy mu się też narazić na niebezpieczeństwo tych niewinnych. Warto też nie zapominać o tym, że Murdock mimo swojej widocznej niepełnosprawności normalnie funkcjonuje i chodzi do pracy, a nie wyleguje się całymi dniami na kanapie korzystając z zasiłku, bo przecież mu się należy.


4. Realistyczność w walce – Tutaj nie ma owijania w bawełnę. Sceny walk są bardzo realistyczne oraz brutalne. Serio, jeżeli lubicie obserwować rozlew krwi i jak twardzi faceci (W tym mnóstwo Rosjan) walą się po twarzach. Trafiliście w dziesiątkę. Nie jest też tak, że skoro Matt jest głównym bohaterem to zawsze będzie wychodził z opresji bez szwanku. Czasem sam potrzebuje pomocy, aby ktoś opatrzył mu rany, bo przecież nie jest nieśmiertelny. 

5. Aktorstwo i postacie – Przyznam się bez bicia. NIE ZNAM KOMPLETNIE ŻADNEGO AKTORA GRAJĄCEGO W TYM SERIALU, (Dopiero potem ogarnęłam, że gość, który gra Foggy’ego grał też w Kosogłosie cz1. To jest dopiero szokujące odkrycie.) dlatego nie miałam co do gry aktorskiej żadnych oczekiwań, ale mimo wszystko jestem pozytywnie zaskoczona. Aktorzy bardzo wczuli się w grane przez siebie postacie. Widzimy, że każdy z nich jest kimś innym i ma swoją wyjątkową osobowość. Dodatkowo relacje między naszymi bohaterami są bardzo realistycznie pokazane. Znajomości nie są śmiałe od pierwszego spotkania i nikt z nikim nie idzie do łóżka dla ładnej buźki. Od razu czuć, że Matt i Foggy to starzy kumple, że Karen czuje się niepewnie w sytuacji w której się znalazła, oraz, że Clarie nie będzie tylko panią od zszywania ran Matta, ale także jego przyjaciółką. Da się bardzo zżyć z tymi bohaterami, nawet jeżeli znamy ich tylko przez kilka minut.

6. Kilka płaszczyzn – W wielu serialach jest tak, że przedstawiana jest tylko jedna wersja konkretnego zdarzenia. Czujemy się przez to znudzeni i nie czerpiemy radości z odkrywanych tajemnic. U Daredevila poznajemy zarówno dzieciństwo Murdocka, jak i jego obecne życie. Jesteśmy uwikłani w tajemniczą historię Karen, a także towarzyszymy niezwykle okrutnym handlarzom żywym towarem. Nie ma mowy, że nie znajdziecie tu czegoś dla siebie.

Jakoś mnie to rozczuliło (i rozbawiło).

7. Emocje – Serial nie jest komedią i nic nie wskazuje na to, że będziemy tarzać się po podłodze z zastosowanego tutaj komizmu, dlatego niezwykle cenne są sceny, które mają za zadanie rozładować niepewność i napięcie, które czujemy już od pierwszej sceny. Jednak znajdą się tu także momenty szokujące, ale także rozrywające nasze serduszka na drobne kawałeczki. Ten serial to prawdziwa kolejka górska.

8. Nawiązania – Jak wspominałam jestem dopiero po czwartym odcinku, ale producenci już pokazali i upewnili widzów, że serial jest w uniwersum Marvela. Od samego początku dostaliśmy parę nawiązań do Avengersów i chociaż były one bardzo subtelne, to każdy fan będzie miał w tych momentach banana na twarzy. Bo wiecie, to jest cholernie miłe, że twórcy serialu pamiętają o takich pierdołach.

9.  Realizacja – To będzie bardzo banalny, ale jednocześnie ważny powód. Wszystko co widzimy na ekranie zostało przemyślane od deski do deski. Klimat, scenariusz, muzyka idealnie wtopiona w tło, pokazanie umiejętności naszego bohatera, kiedy tego wymaga sytuacja (to mocniejsze bicie serca, kiedy ktoś kłamie – cudowne!), wszystko wygląda na starannie dopracowane. Niektóre seriale wyglądają na robione na szybko, bez większego nakładu pracy, bez pomysłu, żeby tylko zarobić kasę. Tutaj czuć, że wszystko było robione z sercem, aby fani mogli wreszcie dostać nie tylko dobry serial, ale i być zadowolonym z przeniesienia historii ulubionego bohatera na ekran. Przecież nie ma nic gorszego jak nieudana adaptacja. No i oczywiście ogromnym plusem jest to, że wszystkie odcinki mamy dostępne od razu. Dziękujemy Netflix.

Ta muzyka wywołuje ciarki na plecach, ale jednocześnie zachwyca.

10. Czołówka – Jeżeli powyższe punkty was nie przekonały, to chociaż zerknijcie na czołówkę, która jest niesamowicie hipnotyzująca i klimatyczna. Może ona Was przekona. 

SPECJALNY BONUS DLA KOBIET – Cudowny akcent Charliego Coxa. Rozpływam się za każdym razem, gdy mówi coś lekko przyciszonym głosem. Dołączam go do listy panów, których w przyszłości sobie kupię, aby czytali mi bajki na dobranoc.

 
Mam nadzieję, że przekonałam Was jakoś do rzucenia chociaż okiem na jeden odcinek. Jeżeli tak, to czuję się spełnionym człowiekiem, który może wrócić do pisania pracy na KTS. (Haha, mówiłam, że ciągle o nim gadam!) 

sobota, 4 kwietnia 2015

28. Playlista #2 - Murray Gold & Doctor Who

Witajcie!
Wesołych świąt, mokrego dyngusa i kolorowego jajka!
Uważajcie na Daleków! 

Murray Gold - Nazwisko idealnie do niego pasuje! 

Dzisiaj staję przed bardzo trudnym zadaniem stworzenia playlisty, która teoretycznie końca mieć nie powinna. Murray Gold jest mistrzem. I powie Wam to każdy Whomaniak, bez wyjątku. Osobiście kocham utwory tego pana i marzy mi się kiedyś posłuchać tych utworów w ogromnej sali koncertowej wraz z moimi przyjaciółmi, z którymi znam się właśnie dzięki Doktorowi. (O obsadzie serialu otaczającej nas dookoła nie wspomnę, bo każdy już chyba wie jaką impreze mam na myśli.) Kilka dni temu (dokładnie 31.03) minęła mi druga rocznica odkąd bardzo przyjaźnię się z tym serialem i pomyślałam, że uczczę tę okazję specjalną playlistą, która pierwotnie miała być nieco inna, ale wiadomo, Dokotr ma zawsze pierwszeństwo.
Tak więc chłopcy i dziewczęta zapraszam na moje ulubione melodie z serialu „Doctor Who”. Z góry uprzedzam, że zestawienie może wyjść dość standardowo i nie odkryjecie żadnych rewelacji względem moich ulubionych kawałków z serialu, ale wiem, że mimo to i tak rozpłyniecie się słuchając tych utworów.
Kolejność (jak zawsze zresztą) nie ma znaczenia.


 Doomsday Theme
Możecie nie lubić Rose. Możecie nie lubić przygód Dziesiątego Doktora, ale nie uwierzę Wam, jeżeli powiecie, że ten utwór nie wywołuje u Was żadnych emocji. Nie jestem „Team Ten” więc utworów z jego odcinków nie pamiętam jakoś zaskakująco dużo, ale ten ciągnie się za mną odkąd tylko go usłyszałam.


 Captain Jack's Theme
Czy znajduje się na tym świecie jakaś persona, która nie lubi zakręconego Kapitana Jack’a? Wiem, że w Torchwood jego zachowanie jest nieco inne niż w Doktorze, bardziej mroczne i mniej kapitanowe, ale nie przeszkadza mi to aż tak bardzo. I tak kocham tę postać i uwielbiam jego motyw główny, bo zawsze dodaje mi on niesamowitą dawkę energii.  


This Is Gallifrey
Nie ma co się oszukiwać. Wszyscy jesteśmy dziećmi Gallifrey. To nasz dom, a ten utwór to nasz hymn.


11th Doctor's Theme
Haha, wreszcie doszliśmy do prawdziwej bomby. Bo właśnie taki jest Jedenasty Doktor i jego motyw to udowadnia. Jest to charakter łączący w sobie milion innych i o dziwo to się sprawdza! Jedenasty zachowuje się czasem jak dziesięciolatek po zjedzeniu torebki cukierków, ale zaraz potem umie się opanować i być zimny i zdystansowany. Ten utwór zdecydowanie posiada cechy Jedenastego. 

Amy Pond's Theme
Ulubiona towarzyszka i tak naprawdę tez ulubiona kompilacja jej wszystkich motywów. W tym przypadku ciężko jest wybrać jeden, bo każdy utwór, który był przypisany do Amy idealnie łączy się z drugim tworząc jeden wielki motyw towarzyszący nam, gdy tylko widzimy ją na ekranie.


The Wedding of River Song
Kocham ten odcinek, a 6 sezon jest jednym z moich ulubionych.  Dużo Pondów, dużo River i mnóstwo Jedenastego. A ten utwór idealnie zamyka nam właśnie ten sezon, w którym aż roiło się od emocji. I ta melodia taka jest. Miałam w swoim życiu taki okres gdy do zasypiania włączałam sobie właśnie ten utwór. Wspaniale połączone nuty delikatne z nico mocniejszym uderzeniem w instrumenty. Coś cudownego!



I nadeszła pora na ulubione przez Was BONUSY. Bo bonusy muszą być! 


12th Doctor's Theme
Cóż, tak trochę głupio, że nie pojawiło się nic z sezonu 8. Osobiście nie lubię tego sezonu, uważam, że Moffatowi coś się w jego realizacji posuło. Mam nadzieję, że w 9 weźmie się do kupy i znowu dostanę mój ulubiony serial, a nie odgrzewane kotlety, które co prawda wyglądają ładnie, ale smakują ohydnie. Jednak Gold mnie nie zawiódł, co prawda nie kojarzę kompletnie utworów z tego sezonu pewnie przez to, że go nie lubię, ale ten jeden pamiętam, bo Dwunasty jest świetnym Doktorem. 


Wanna Be Doctor Who-ed
Powiem Wam, że uwielbiam, gdy fani zabierają się za tworzenie i własne interpretacje świata kultury. Ta piosenka i ten teledysk jest moim ulubionym z tej dziedziny. I szczerze trochę mi smutno, że Kirsten nie zrobiła ich więcej, bo to małe dzieło jest pozycją obowiązkową dla każdego, kto uwielbia oglądać tego typu fanowskie zmagania.


Big Bang Two
Chwilę temu mówiłam, że uwielbiam fanowskie zmagania z tematem swojej obsesji, a już prezentuję Wam kolejny przykład jak bycie fanem jest niesamowite. Chameleon Circuit to grupa, która tworzy piosenki w oparciu o odcinki Doktora. Przyznam, że ich muzyka nie do końca do mnie przemawia, ale ta piosenka wyszła im na tyle idealnie, że nawet zagościła w mojej mp3.



A jakie są Wasze ulubione utwory pana-mistrza Golda i ulubione parodie/piosenki fanowskie?