Hej!
Witajcie w nowym roku. Jak widać blog umarł śmiercią naturalną, ale moim małym postanowieniem (jak zawsze zresztą, ale wierzę, że kiedyś się uda je w pełni spełnić) jest pisać na nim minimum raz w miesiącu i zadawać Wam sprawozdanie z tego, co u mnie słychać.
Dziś postanowiłam zwrócić Waszą uwagę na mały i niepozorny komiks, o którym pewnie nawet nie słyszeliście, natomiast ja czekałam na niego już od bardzo dawna.
O tym, że jestem fanką kreskówki „Star vs Forces of Evil” nie muszę chyba nikomu przypominać. Nic dziwnego, że na „Deep Trouble” czekałam jak na szpilkach od momentu, gdy w czerwcu 2016 pojawiła się informacja, że obrazkowe historyjki ze świata Star będą wychodzić już od września. I prawdopodobnie zabrałabym się za nie od razu, gdyby tylko w Polsce tradycja wydawania komiksów w cienkich zeszytach istniała, a Star miała duże grono fanów. Los chciał, że dane mi było zapoznać się z pierwszą częścią tej serii dopiero teraz i biorąc pod uwagę chwilową przerwę w emisji serialu, okazało się to być odpowiednim czasem.
Dla tych którzy nie wiedzą kim jest Star, a z komiksem chcieliby się zapoznać bez oglądania całej kreskówki śpieszę z szybkimi wyjaśnieniami fabularnymi. (Filmik o serialu planuję wkrótce nagrać.)
Star Butterfly jest czternastoletnią księżniczką w wymiarze zwanym Mewni. Tradycją jest, że na czternaste urodziny dziecku przekazuje się królewską rodzinną różdżkę. Star jednak jest zbyt szalona (dosłownie) i nie umie zapanować w odpowiedni sposób nad magią. Dlatego rodzice wysyłają ja na Ziemię by troszeczkę się uspokoiła i nabrała pokory do życia. Jej Ziemskimi opiekunami są państwo Diaz, a ich syn Marco ma pomóc zaadaptować się Star w nowym miejscu. Jest to chłopiec, który uchodzi za ostrożnego i przestrzegającego reguł, co ma stanowić kontrast do zachowania Star, która jest jego ogromnym przeciwieństwem. Szybko zostają przyjaciółmi i razem przeżywają przygody i podróżują po najróżniejszych wymiarach i walczą z ekipą Ludo (najczęściej), który pragnie różdżki Star najbardziej na świecie.
Wiem, że tych parę zdań nie oddaje całego charakteru tego serialu, ale jest to elementarna wiedza, którą należy wiedzieć, aby móc przeczytać komiks.
„Deep Trouble” jest serią wydawaną w odcinkach mniej więcej co miesiąc, co dwa. Są to krótkie opowieści na około trzydzieści stron. Nie jest to dużo czytania, a język też nie jest jakoś bardzo skomplikowany, więc szybko da się z nim uporać. Za scenariusz odpowiada Zach Marcus, a za ilustracje Devin Taylor.
Powiem szczerze, że nie wiedziałam, czego się spodziewać. Oczywiście byłam nastawiona pozytywnie, w końcu to Star, ale dalej nie umiałam sobie wyobrazić jej na papierze. To co sprawia, że Star jest taka wyjątkowa, jest jej energia, którą przekazuje nam już od pierwszych minut pierwszego odcinka. Moim podstawowym pytaniem było, czy da się to przedstawić w komiksie. Zaspoilerując Wam konkluzję tej recenzji, powiem, że się udało, ale po kolei.
„Deep Trouble” zaczyna się niewinnie. Star robiąc porządki w pokoju, oczywiście za pomocą magii, odkrywa, że od jakiegoś czasu dostawała listy informujące, że jej przyjaciółka – Księżniczka Końska Głowa (którą dobrze znamy z kreskówki) została oskarżona o kradzież ważnego artefaktu podwodnej dzielnicy Mewni, a mianowicie tiary, która należała do pierwszego władcy Waterfolk. Jej zadaniem jest udowodnić, że jej przyjaciółka jest niewinna, jednak to trudne, gdy wszystkie dowody potwierdzają jej winę, a nawet sam Marco twierdzi, że Końska Głowa powinna ponieść karę. Oczywiście pomaga Star w jej śledztwie, ale nie jest do tego przekonany.
Jak już wspomniałam każdy odcinek jest bardzo krótki, ale dzięki temu nie dłuży nam się cała historia i przypomina formułę samego serialu. Ilustracje są kolorowe, a kreska identyczna z tą serialową. Twórcy trzymają się ściśle kanonu, co widać na przykład w wyglądzie różdżki Star, przez co możemy wnioskować, że akcja rozgrywa się po pierwszym sezonie. Dbają też o szczegóły. Pamiętano, że nie wszyscy bohaterowie są stworzeniami morskimi, więc znajdując się pod wodą muszą być ochraniani przez specjalną bańkę z powietrzem. Bohaterowie są prowadzeni identycznie jak w serialu. Można powiedzieć, że czyta się idealny scenariusz do następnego odcinka i nie ukrywam, że bardzo chętnie ujrzałabym to w wersji animowanej. Cała historię czyta się szybko z uśmiechem na ustach. Mimo iż seria jest ściśle związana z serialem, akcja toczy się dość uniwersalnie, więc nawet osobom nieznającym kreskówki, lub tym, którzy widzieli tylko kilka odcinków bardzo łatwo będzie wciągnąć się w fabułę.
Osobiście oceniłam tę część na 8/10, ponieważ nie jest to cała historia, ale bardzo dobre wprowadzenie w świat komiksowej Star, do której będę bardzo chętnie wracać. Daje dużo radości i z pewnością pomoże przetrwać sezon ogórkowy.
Kreskówkę możecie obejrzeć tutaj.
Komiks możecie przeczytać tutaj.