środa, 19 lutego 2014

12. Byłam graczem, czyli w co Anecia grała będąc dzieckiem.

Witam wszystkich bardzo gorąco i bardzo serdecznie. Jak widać długo mnie tu nie było. Niestety jestem dziwną istotą, która potrafi pisać intensywnie, ale przez krótki czas. Efekty tego widać bardzo dobrze. Miały być trzy recenzje Sherlocka, a jest ledwo jedna i dodatkowo bardzo króciutka. Tak samo z Doktorem, łaskawie cztery opinie ukazały się światu, a odcinków w tym sezonie było znacznie więcej. No trudno, taka jestem, tego nie zmienię, a szkoda. Jak mogliście zauważyć, zmieniłam nazwę bloga, a także jego preferencje tematyczne, co mam nadzieję zmusi mnie do częstszego pisania.

Robiąc ostatnio mały przegląd swoich rupieci natknęłam się na sporą liczbę gier w które w dzieciństwie kochałam grywać. Pomyślałam, że jest to ciekawy materiał, którym mogłabym się z wami podzielić, w końcu, kto jak kto, ale chyba każdy przechodzi(ł) w sowim życiu etap nałogowego gracza. A gdy w Polsce internetu nie było trzeba było znaleźć inny sposób by korzystać z komputera bardziej ambitniej niż tylko do pisania.

 1. KOZIOŁEK MATOŁEK IDZIE DO SZKOŁY
Była to jedna z pierwszych gier w jakie kiedykolwiek grałam. Jej schemat wcale trudny nie był. Znajdowaliśmy się w Pacanowie i mogliśmy odwiedzać różne miejsca i pomagać Matołkowi rozwiązywać zadania takie jak ubranie Koziołkowej i Matołka na bal, pomóc ocalić kapustę przed zjedzeniem przez robaki lub wydostać naszego bohatera z lochów ze skarbem w kopytkach. Dodatkowo jako jedynaczka, która nie miała możliwości grać w gry dla dwojga, mogłam zmierzyć się z koziołkami w innych kolorach, którymi kierował oczywiście komputer i starać się z nim wygrać. Nigdy mi się to nie udało, nawet tydzień temu gdy postanowiłam wrócić do czasów dzieciństwa i odpalić tę grę dla dzieci 5+. Wsyd kochani, wstyd. Bardzo lubiłam Koziołka, mimo iż fanką kreskówki raczej nie byłam to grę wspominam bardzo miło. Nie jest to raczej gra, która nauczyła mnie liczenia czy pisania, bo tego w niej nie znajdziemy, ale z pewnością pozwalała zająć się czymś gdy wracałam z przedszkola i nie miałam co robić.

2. LOMAX
Platformówki na początku XXI wieku były bardzo modne. Co prawda LOMAX został stworzony w 1997, ale to dopiero trzy lata później mogłam się cieszyć tą grą. Gra była bardzo banalna. Sterowaliśmy małym mega sympatycznym, ziemniaczanym ludzikiem o zielonych włosach w fioletowym płaszczyku i pomagaliśmy mu… no właśnie w czym? Lomax pochodził z Lemmingolandii, czyli baśniowej krainy miodem i czekoladą płynącej. Niestety zły czarownik zaczarował mieszkańców, że stali się szpetnymi i obrzydliwymi stworami i tylko nasz mały przyjaciel mógł im pomóc. Gra miała wiele etapów, bodajże 40, ja poznałam chyba tylko 6 i to także nie osobiście, ponieważ do szóstej planszy doszła moja siostra cioteczna, która przesiadywała u mnie i grała w to razem ze mną (Właściwe ona grała, ja patrzyłam). Samodzielnie udało mi się dojść  tylko do etapu numer dwa, czyli pierwszej planszy gdzie pojawiła się woda. Ta gra była dla mnie strasznie trudna bo liczył się w niej refleks, czego mi jako małemu dziecku brakowało, ale od czego miało się siostrę cioteczną, hihi. Dodatkowo wspomnę, że muzyka była świetna, a moim ulubionym utworem był chyba ten, który towarzyszył nam po ukończeniu każdego etapu i pokazywał nam hasło, które trzeba było zapamiętać, by potem wykorzystać je jako powrót w to samo miejsce czy coś takiego. O Polskiej wersji językowej wspomnieć także warto bo Lomax miał w niej cudownie cudowny głosik.

3. PRZYGODY REKSIA
Czyli gra, której uroki zaczęłam poznawać od nowa gdzieś z tydzień temu. Niby gra dla dzieci, prosta, a jednak trudna. Zagadki zawsze były w niej masakryczne. Oczywiście w dobrym znaczeniu tego słowa, dzięki temu miałam bóle głowy przez kilka dni. Ja nie wiem, kto dał tym grom oznaczenia 6+, zagadki na pewno na ten wiek były za trudne, jestem na to świetnym przykładem. Jeszcze były to czasy gdy ujawnianie rozwiązań w internecie było mało popularne, a właściwie nie było go wcale. Pamiętam do dziś pisanie emaili do Aidem Media z każdym nawet najmniejszym problemem. Ciekawe ile takich emaili dostawali dziennie? Co ciekawe, zawsze odpisywali! Jak tak być szczerym to trochę gier z Reksiem posiadałam, Reksio i Skarb Piratów, Reksio i UFO, Reksio i Ortografia, ABC z Reksiem. Cóż się dziwić w końcu Reksio to moja ulubiona dobranocka.

4. ZOO TYCOON 2
Moja pierwsza gra, w którą grywałam maniakalnie. Moja miłość do zwierząt w końcu czymś zaowocowała, miałam własne zoo. Pominę fakt, że robiłam je zwykle za wielkie, brakowało mi funduszy i zwierzęta w zaskakująco szybkim tempie umierały od najdziwniejszych chorób (nigdy nie używałam kodów, nawet nie wiem czy takie do Zoo Tycoon w ogóle były), ale bywały także takie dni, gdy moje zoo miało te wymarzone pięć gwiazdek. Cieszyłam się wtedy tak bardzo. Ostatnio nawet zastanawiałam się czy nie zainstalować tej serii ponownie, bo daje naprawdę dużo satysfakcji gdy osiągnie się wreszcie ten wymarzony cel. W gratisie powiem, że to właśnie ta gra ratowała mi dupę na lekcjach przyrody w podstawówce, gdyż posiadała opisy  wszystkich zwierząt, a także otoczenia w którym żyją i gdy trzeba było nauczyć się o jakimś zwierzątku, Anecia nie otwierała wujka Google, a właśnie Zoo Tycoon. 


5. SALON PIEKNOŚCI BARBIE
Nie bijcie, nie bijcie, ale jako typowa różowa dziewczyneczka musiałam mieć grę typowo dla siebie. Potrafiłam godzinami siedzieć i malować lalkom paznokcie, czesać je i ubierać, co teraz uważam za dziwne, bo nie mam na punkcie urody aż takiego świra. Nie potrafiłabym teraz skupić się na takiej zabawie, serio, ale dawno, dawno temu, gdy dinozaury jeszcze chadzały po ziemi, lubiłam sobie wyobrażać, że jestem projektantką mody i moje kolekcje oglądają miliony. W pewnym sensie to się sprawdzało, bo nie ważne jak ubrało się Barbie, szpetnie czy też zjawiskowo, ona zawsze uważała, że wykonałaś kawał dobrej roboty i zawsze jej się stylizacja podobała.

6. SIMSY
No proszę państwa, w tej kwestii chyba się wiele nie zmieniło. Nadal kocham, wy kochacie, ja gram i wy gracie. Co prawda nie gram w to już tak dużo jak w podstawówce, ale zdarza mi się zapomnieć o świecie gdy tworzę najwspanialszy i najdroższy dom świata lub tworzę idealnych ludzi. Do teraz więcej czasu zajmuje mi stworzenie całej tej otoczki gry niż same sterowanie życiem. A gdy już gram to zawsze idę w prawo lub w lewo. Mianowicie albo tworzę samotnika pochłoniętego pracą, który zarabia miliony, ale umiera w samotności, lub moim celem jest patologiczna rodzina w której matka z ojcem nie robi nic innego jak dzieci, których potem nie daje rady wykarmić i zostają one zabrane przez opiekę społeczną. Tu już nie jestem tak twarda w kwestii kodów jak w Zoo Tycoon, gdyż kodów używam praktycznie zawsze. Do budowy domu kasy mi wiecznie mało i coś trzeba zrobić gdy chce się mieszkać w tej wilii.


Mogłabym wymienić tu także gry w które grywałam, ale szybko mi się znudziły, był to między innymi Ryman, czyli taki kangur biegający po lesie. Pod względem fabularnym był bardzo podobny do Lomaxa, ale niestety, kangurek nie chciał spełniać moich próśb, nie przechodził etapów i bardzo szybko zakończył swój żywot. Wyścigi z Krzysztofem Hołowczycem w roli narratora także szybko odstawiłam na półkę. Jazda samochodem jest fajna, ale wpadanie na ten sam budynek dziesięć razy z rzędu potrafi człowieka zniechęcić.


Przez moje łapki przewinęły się też takie gry jak zabawy z Janem Brzechwą czy Julianem Tuwimem, jakieś magiczne zwierzęta, które uczyły cię ruchu drogowego. A pamięta ktoś tutaj sympatyczną gierkę jaką było Logikowo? Dodatkowo przypomina mi się jeszcze bardzo miły króliczek o imieniu Bystrzak i jego przyjaciel Leon. Ta gra to było coś od czego nie chciało się odchodzić.


Większość z dziecinnych gier (żeby nie mówić wszystkie) ciągle w swoim asortymencie posiadam, nie wiem czy jest to spowodowane zbytnim przywiązaniem do nich czy lenistwem pospolitym, ale stwierdzam, że to dobrze, że nie trafiły one na złom. Mimo iż mam prawie 19 lat, to gra w Matołka czy Reksia nadal sprawia mi wiele frajdy. Nie trzeba przecież grać w LOLA czy Minecraft’a by powiedzieć, że jest się graczem. Gier jest na tym świecie mnóstwo, czy to stare dobre platformówki, czy łamigłówki, symulatory wyścigów i przygotówki, nawalanki i strzelanki, można spędzić w sklepie cały dzień, a i tak nie uda nam się zwrócić uwagi na wszystkie tytuły. A wiecie co jest w nich najlepsze? A to, że każda jest inna i zawsze mogę dobrać taką, która odpowiada moim wymaganiom.

A wy, macie jeszcze jakieś gry z waszego dzieciństwa, w które nadal chętnie gracie? 


1 komentarz:

  1. Wow Anecia jest gamerem co prawda dziecięcym ale jest.
    W odpowiedzi na twoje pytanie. Tak jest parę gier np. SWAT 3 w sumie nie ukończyłam więcej niż 2 misje chociaż niby wykonałam to co na liście do zrobienia i ludzi do zabicia jest. Jedna którą po prostu kocham i gram od 10 lat. Medal of Honor: Allied Assault To jest coś strzelanka rozgrywająca się w czasach drugiej wojny światowej. ma dwie dogrywki masę misji, które w porównaniu do dzisiejszych są po prostu piekielnie trudne i skupiające się na samodzielnej pracy. Grafika może już teraz nie jest jakaś zaskakująca (każdy niemiec wygląda dokładnie tak samo, każdy anglik no wszyscy mają te same rysy twarzy praktycznie), ale zabawa naprawdę przednia. Jej największa zaleta i po prostu misja, która jest doskonała to bitwa na plaży Omaha.

    OdpowiedzUsuń